Mój "kanapowiec" w kuchni ma tylko michę i dziwię się co jest dodawane do jego żarcia , bo jedynie tylko takie preferuje . Puszki to jedynie jednej firmy i żeby to nie była ryba i suchy pokarm też z górnej półki . Do picia to jedynie woda i to musi być prosto z kranu ( wskakuje do zlewozmywaka i czeka by odkręcić wodę ). Dobrze jest z tego względu , że nasze jedzenie jako niejadalne dla niego może stać bez opieki i go nie interesuje . Mamy nie pisany układ - ja nie tykam jego jedzonka a on naszego .Wariuje jedynie na zapach przypraw i wtedy tarza się na podłodze jak mi się położy torebkę po np. majeranku.
O tej porze ulubione miejsce to oczywiście piec , a że sam nie może wejść to oczywiście głośno się upomina by go tam wsadzić.
Może ktoś ją zna??? Może ktoś jej szuka ????
Może ktoś zaopiekuje się???
Bezimienna niknie w oczach! Bez diagnozy, bez szans?
Bezimienna. Wkrótce zostaną po niej tylko zdjęcia i żal, że nie udało się pomóc. Może gdy umrze, na facebooku ktoś napisze ‘biedna sunia [*]’ i na tym skończy się jej historia… Suczka niknie w oczach – jedzenia w schronisku jest w bród, a chudnie coraz bardziej. Nie ma żadnych widocznych objawów choroby. Zakwalifikowaną ją do uśpienia, mamy mało czasu na pomoc. To przyjazna sunia o poczciwym charakterze. Sunia jest dojrzała, ale może mieć przed sobą jeszcze kilka pięknych lat… Potrzebna jej diagnostyka i domowa opieka. Do schroniska trafiła 20 maja, została odłowiona z ulicy. Nie wiemy nic o jej przeszłości, ale wspólnie możemy wywalczyć jej przyszłość. Powołując się na wasze człowieczeństwo, proszę o pomoc. Nie zostawiajmy Bezimiennej samej!!
Kontakt
Leżenie brzuchem do góry to ulubiona pozycja mojego Itaschi.
Co prawda to nie gdański pies, urodził się w Wejherowie a mieszka jeszcze dalej.
Za to ma pana z gdańskim rodowodem .
W piątek przed południem z powodu ewidentnej bezmyślności, niefrasobliwości pracownika Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt "Promyk" w Gdańsku-Bysewie wydarzył się dramat. Na króciutkim odcinku drogi ze schroniskowego biurowca do szpitalika-ambulatorium, uwolnił się z niedomkniętego transporterka tzw. wolno-bytujacy, ale w pełni oswojony, półtoraroczny kocurek, przywieziony tam przeze mnie na umówiony zabieg sterylizacji, po którym miał trafić do adopcji - do wspaniałego domu. Najbardziej szokująca dla mnie była kompletna znieczulica pracowników Promyka, brak woli pomocy w pierwszych chwilach po wydarzeniu, gdy każda dodatkowa para oczu, czy doświadczenie mogły być bezcenne, by wyśledzić trasę ucieczki, ewentualnie miejsce ukrycia się kota (jeśli nie opuścił ogrodzonego terenu). Oni po prostu stali bezczynnie, nie mieli najmniejszego poczucia winy. Nawet na kilka minut nie oderwali się od rutynowych zajęć, nie dostali polecenia służbowego od sprawcy, czyli samego kierownika tej placówki - pana P.Ś, który nie wiedzieć czemu wpadł na bezsensowny pomysł otwierania i zamykania drzwiczek kontenerka, by na siłę głaskać przerażonego, zestresowanego kota. Wszyscy Ci dziwni, bezempatyczni ludzie przyglądali się tylko z jakimś cynicznym politowaniem, gdy zapłakana biegałam po labiryncie alejek. Cóż tam dla nich znaczył los jakiegoś szaroburego pręgusa - dachowca, jednego z setek, jakie rocznie przewijają się przez schronisko.
Rozpaczliwie poszukuję Piotrusia, nie tracąc nadziei, że zwierzątko wciąż żyje. Oplakatowalam ulice: Przyrodników, Botaników, Czaple i Bysewską, obeszłam wszystkie gospodarstwa w okolicy, przekazując informację o tym biedactwie i czekającej, ufundowanej wysokiej nagrodzie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum